Teksty

Motocykle 

M jak Maszyna dostarczająca wszystkim szczęście 
O jak oktany, których wciąż trzeba więcej 
T jak turbina, świszcząca zamiast serca 
O niczym olej, smarujący wnętrze mojego dziecka

C Jak cylindry, rzędowo bądź w układzie V
Y jak yoshimura, wywołująca szał 
K jak kooperajca, Człowieka z motocyklem 
L niczym lewarek, który nacisnę zanim zniknę 
Teraz dwa sprawne ruchy, Przepustnica na maxa 
Muśnięcie lusterkami, wyprzedzając dwa auta, 
Ja pomiędzy liniami, bo tam jest moje miejsce, 
Redukcja, tylni hamper, kolano, ziom coś jeszcze ?
To uzależnia bardziej, niż sex czy narkotyki !
Przez motocykle bracie, ja mam nerwowe tiki,
Gdy siedząc, w nudnej klasie usłyszę, dźwięk sześć sety
Automatycznie się uśmiecham, wyglądam jak kretyn

Ref:
Żyje by jeździć, jeżdżę po to by żyć,
Nie oddam tego za nic ja nie chce zmieniać nic,
To moje życie i mój świadomy wybór,
Nie oddam moje pasji, za parę nędznych wygód/x2

Od wielu ludzi słyszę, że mam nasrane w głowie
Że jeżdżę jak idiota i śmierci się nie boje,
Często i bez powodu łapie mnie skurcz nadgarstka
Odkręcam pełną pizdę, i zaczyna się jazda,
14 centymetrów dzieli mnie od zderzaka,
środek ciężkości nisko, więc nagle się wyłaniam,
W lusterku osobówki, pojawiam się i znikam,
Na drodze niczym ninja, Robię za wojownika
Mówisz dawca organów, Ja w pełni się z tym zgodzę
Lecz strzeż mnie od wypadków i pobłogosław Boże
mój odcinek specjalny: Lutcza - Korczyna tutaj bije rekordy w baku świszczy benzyna
8 tysięcy i więcej obrotomierz szaleje czuje prace silnika
Lecz wiem może być lepiej dlatego ziom redukcja 
Manetka do oporu Mamo powoli wracam więc zaraz będę w domu

Ref:
Żyje by jeździć, jeżdżę po to by żyć,
Nie oddam tego za nic ja nie chce zmieniać nic,
To moje życie i mój świadomy wybór,
Nie oddam moje pasji, za parę nędznych wygód/x2

Nie jeździj szybciej niż Twój Anioł Stróż potrafi latać
Widocznie mój, zapierdala na dragach, Tak
Zakładam kask i świat staje się piękny,
Kocham ten stan i jestem zdrowo pierdolnięty
Na punkcie rapu, prędkości, motocykli
Oddany im bez reszty, zaczynam brat kolejny wyścig
To jest choroba, z której się nie wyleczę nigdy
Pozdrawiam Lewa w Górę, Jesteśmy braćmi wszyscy.
Życie to wyścig, ja żyje po to by wygrywać,
Urodziłem się po to by swe życie zdobywać
Odkrywam swe talenty, niczym Pan Dural braki
W mym pojęciu o Polskim, wierszach no i czymś takim
Chodź i to jest potrzebne by wstać i się pozbierać
Nie będę nigdy szmatą nie dam się poniewierać
Ja mam swoje zasady, poglądy przekonania
Nie wmówisz mi baranie, że śnieg jest ciepły nara
Rób zawsze to co kochasz nie oddaj tego za nic
Zapamiętaj te słowa, W twym życiu nie ma granic
Wystarczą tylko chęci, Zacięcie i marzenia
A Ogarnie Cię siła i zaczniesz wszystko zmieniać
Rozwijaj ziom swój talent, chodź inni są przeciwni
Wszędzie się czai zazdrość, lecz ty popierdol wszystkich
Postępuj, zgodnie z sercem, a będzie ci brat dane
więc kończę już te wersy widzimy się na trasie

Ref.
Żyje by jeździć, jeżdżę po to by żyć,
Nie oddam tego za nic ja nie chce zmieniać nic,
To moje życie i mój świadomy wybór,
Nie oddam moje pasji, za parę nędznych wygód/x2


Ku pamięci Bociana

I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties
I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties
Kieruje list do ciebie, bo wiem, że gdzieś tam jesteś
Kochałeś co robiłeś, lecz straciłeś to w przeddzień
kochałeś motocykle, lecz zabrały Ci wszystko
rodzina, pasja, bliscy w momencie wszystko prysło
Odległość 10 metrów w tym motocykli winkle 
Nie wiem co poszło nie tak, dla nas wszystkich to przykre
Przed oczami motocykl, łzy, skucha, to koniec
Mimo otwartych oczu zaczęły bladnąć skronie
W głowie mam jedno zdanie, ‘On kurwa nie oddycha’
Widziałem Twoje oczy chciałeś wciąż sam oddychać
Dwa samodzielne wdechy po czym utrata tętna
I choć chciałem być twardy, ma psychika wymiękła
Łzy zalały me oczy, a nadzieja odeszła
Słowa ‘zginął na miejscu’ rozjebały mój wszechświat
Choć kościół jest mi obcy modliłem się przy Tobie
Dziś jestem już bezsilny, więc odpalam ten ogień.

I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties
I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties


Żyłeś szybko i mocno, wielu tego zazdrości
Niestety tej niedzieli śmierć zakończyła pościg
Teraz już jest za późno, odszedłeś, lecz pamiętaj
Pamięć zawsze zostanie, życie to tylko spektakl
To był dwudziesty drugi, zero dwanaście, lipiec
Wybiła ta godzina, w której oddałeś życie
Nic nie pomogą płacze, została nam modlitwa
Mam przed oczami astrę, bo widziałem to z bliska 
Pamiętam tamte twarze, ten dzień zapadł w psychice
Lecz kiedyś się spotkamy, ja szczerze na to liczę
Zamykam teraz oczy i wiem, że gdzieś tam jesteś
Motocykl Twym kompanem wiem, że znalazłeś szczęście
Wieczne odpoczywanie Panie świeć Mu nad duszą
Bocian ten track dla Ciebie i niczym mnie nie zmuszą
By odejść i zapomnieć, więc teraz składam ręce
I modlę się do Boga byś odnalazł tam szczęście.

I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties
I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties


Śmierć bezlitosna bestia - dziesiątkuje szeregi
I piszę trudne wersy, choć wielu mówi ‘przemilcz’
Nie mogę tego olać, po prostu puścić bokiem
Bo zginąłeś za pasję razem z swym garnizonem
Motocykl Twym kompanem, kto zawiódł nie chcę wiedzieć
Wiem że patrzysz tam z góry i chciałbyś nam powiedzieć:
„Nie płaczcie mi tu dobrze, Lewa w Górę chłopaki 
Wciąż czuwam nad rodziną, niepotrzebne mi kwiaty”
Umarłeś, choć wciąż żyjesz i tak będzie na wieki
Składam hołd na tych kartkach zamykając powieki
Wciąż mam to przed oczami, gdy odpalam motocykl
Dałeś nam trudną lekcję, nie chcę już się rozwodzić
Płynąłeś przez to życie od roku osiem-dziewięć
Dlaczego już odszedłeś? Rzucam zwyczajne ‘nie wiem’
Niech ziemia lekką będzie, wieczne odpoczywanie
Wciąż żyjesz w Naszych sercach. Na wieki wieków. Amen.


I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties
I count the falling tears
They fall before my eyes
Seems like a thousand years
Since we broke the ties

Dla słuchacza

1:
Urodziłem się by wygrać, żyje by pisać ten rap
Chodź zaledwie 18nastka, znam dobrze ten chory świat
Pierwsze wersy, pierwsze zwrotki, wtedy wkroczyłem na track
Pokochałem to co robię, i chce wam to wszystko dać

Zgarniam od was grube propsy, chodź też w kurwę ostrych skarg
"Populista", "tępy kutas", "ziomek nie jesteś nic wart"..
Jakie życie takie teksty, jakie wersy taki rap
Więc wciąż pisze to co czuje, przez palce ucieka czas

Pamiętam gdy pęknął tysiak, stwierdziłem "jestem coś wart"
Bo miarą dobrego MC nie jest ilość hajsu, brat
To słuchacz daje mi siłę, dzięki niemu wciąż chce biec
Chodź po drodze dużo przeszkód, będę bezlitosnym, wiedz

Nigdy nie obiorę drogi, którą narzuci mi ktoś
Nie chce słyszeć "pisz o moto", bo kurwa tego mam dość
Jeśli poczuje potrzebę, to powstanie taki track
Człowiek jeśli nie pasuje, idź po spamuj macca squad


REF x2:
To dla słuchacza który jest i zawsze będzie
Wciąż pniemy się do góry, te wersy dają mi szczęście
Wiem dobrze że jesteście, w mych nawijkach ciągły progres
Jeżeli mnie cenicie puśćcie to dalej, proste.


2:
Jest nas ponad dwa tysiące, pytam co pokaże czas ?
Może spotkamy się w mieście, na jakimś koncercie, brat
Pytasz ziomek o czym marzysz, chce załatwić parę spraw
Fizyk, motocykle, bliscy, teraz to cały mój świat

Marzenia były i będą które spełnię nie wiem sam
Jestem tylko szarym pionkiem który wciąż przestawia wiatr
Jeśli chcesz bym coś osiągnął, twierdzisz, że mój rap coś wart
To puść w eter moje wersy, niech to ruszy w wielki świat

Niech usłyszą o tym ludzie, niech to w waszych sercach gra
Z Podkarpacia pozdro wielkie, na tych beatach Malina
Adhd studio progres, wciąż do przodu jeden cel
By te zwrotki znały tłumy, kiedyś to osiągnę wiem

Nawet jeśli nic nie zmienię, i rap będzie leciał w net
To wiem, że ta sprawa słuszna, bo słuchacz wciąż tego chce
Dzięki za słowa krytyki, dzięki za uznanie wam
Doceniajcie szczere wersy, pierdolcie zwyczajny chłam


REF x2:
To dla słuchacza który jest i zawsze będzie
Wciąż pniemy się do góry, te wersy dają mi szczęście
Wiem dobrze że jesteście, w mych nawijkach ciągły progres
Jeżeli mnie cenicie puśćcie to dalej, proste.

Dlaczego

Pytam dlaczego wciąż zadaje to pytanie

Dlaczego typie, Malina nazwany jest draniem
Flota w kiermanie, szlug, browar, kielich i cześć
Zatapiam swe myśli, bo już nie umie ich znieść

Nie mogę biec nie mam sił,ey nie mam już nerwów
Szukam ukojenia, nie znajdę go wśród szelestu
Pierdole leszczów, siejących ferment za tobą
Gdy spuścisz go tylko z oczu staje się inną osobą

Nie jestem sobą, masz rację nigdy nie będę
Bo ten dziwny świat, mi nie pozwala, lecz wreszcie
Uwolnię całą przestrzeń, po czym opuszczę ten syf
Pobiegnę przed siebie, potowarzyszą mi wersy

A pamiętasz ziom te sny ? O spokoju i szczęściu
Pamiętam ale to ziomek jest kurwa bez sensu
Życie bez przeszkód, Za dużo ćpasz ty weź to odstaw
Chciałbyś być w porządku, NAZWĄ CIĘ SKURWIEL I PROSTAK

Ref:
Dlaczego duma nie pozwala przepraszać
Dlaczego kurwa czas tutaj nigdy nie zawraca
Pytam dlaczego bo ma bezsilność nie zna granic
Chciałbym to wam wyjaśnić, lecz… coś mówi zamilcz/x2



2:

Piszę ten track, i wciąż jedna myśl w mojej głowie
Czy na to co się dzieje, ma jakikolwiek wpływ człowiek
Czasem się siebie boje, a bardziej swej psychiki
Której głównej składnikiem są, jointy i splify

Nigdy ziomek na niby, zawszę tylko STO PROCENT
Więc przelicz co dostajesz, i kurwa w końcu doceń
Te wersy niczym docent, kryją w sobie przesłanie
Ty zrobisz z nim co zechcesz, a ja i tak znów powstanę

By pisać trudne wersy, łącząc swe życie z rapem
Dla pasji i tych kartek codziennie rano wstaje
Rodzina, dom i gajer … wielu do tego dąży
Rób ziomek co uważasz kiedyś Bóg Nas osądzi

Wciąż ból nad nami krąży, zbierając dobre żniwo
Ilu już z nas odeszło, bo życie się znudziło …
Pamiętaj że nie warto, chodź los daje nam w dupę
Wolę kroczyć samotnie, niż iść do piachu skrótem .

Ref:
Dlaczego duma nie pozwala przepraszać
Dlaczego kurwa czas tutaj nigdy nie zawraca
Pytam dlaczego bo ma bezsilność nie zna granic
Chciałbym to wam wyjaśnić, lecz… coś mówi zamilcz/x2

Hip Hop nie umarł

1:
To jest mój rap, który daje mi szczęście
piszę kolejne tracki, lecz potrzebuje więcej
umiejętności, weny i tego zacięcia
które mnie motywuje bym bracie nie wymiękał

Powiesz rap dawno umarł, nigdy się z tym nie zgodzę
On żyje w naszych sercach i gra w twym samochodzie
może już nie jest w modzie, lecz to go nie zabija
wegetuje w podziemiu lecz ono żyje, chillout

Ja niczym wierny żołnierz służę u Jego boku
idę za jego głosem, będąc w dziwnym amoku
kochamy Go jak matkę, bo wychowuje wielu
osiedla tętnią życiem to wszystko dzięki Niemu

Sięgam pamięcią w przeszłość, i widzę tego gnoja
który rap na kasetach motał jak dobry towar
na nazwisko Łukaszek na imię zaś Mateusz
teraz jestem kim jestem Malina przyjacielu


Ref x2:
To właśnie jest nasz rap i prosto z serca wersy
on wychowuje nas na ludzi nie na leszczy
to my od R DO A DO P jesteśmy lepsi
prowadzi Nas wciąż brat my nie chcemy tego spieprzyć


2:
Ja piszę wciąż ten rap, mając cichą nadzieje
że napiszę go tak by zadrżało podziemie
Malina szarą myszką może kiedyś to zmienię
trzeba mi dużo szczęścia to jest cel nr 1

Póki co pisze brat dla siebie i słuchaczy
wiem że mój prosty rap dla Ciebie dużo znaczy
to daje mi wciąż siłę bym pisał coraz częściej
potrzebuje wciąż sampli i beatów dużo więcej

Raperem nie uczyni Cię kurwa stałe łącze
tu trzeba czegoś więcej to nie jest takie proste
liczy się szczery słuchacz, który rozumie przekaz
Ty na co czekasz brat łap długopis i nie zwlekaj

Możesz mnie teraz wyśmiać, lecz najpierw się zastanów
czy masz podstawy man, jeśli tak to nie żałuj
słów ostrych niczym brzytwa lub mocnych argumentów
jasne możesz to zrobić lecz dla mnie to bez sensu


Ref x2:
To właśnie jest nasz rap i prosto z serca wersy
on wychowuje nas na ludzi nie na leszczy
to my od R DO A DO P jesteśmy lepsi
prowadzi Nas wciąż brat my nie chcemy tego spieprzyć


3:
To nie przelotna moda tylko sposób na życie
Malina na tych wersach ze słowami w zeszycie
mikrofon, kartka, wena tylko tego dziś pragnę
piszę kolejne teksty ujawniając Wam prawdę

Mój rap jak kałasznikow rozdziera Wam aorty
zostawia ślad na sercu, hip hop jest wiekopomny
dopóki nie polegnę będę robił co kocham
nie dla wrzut na Facebooku, dla ludzi, nie na pokaz

To dla Ciebie jak nokaut wiem lecz będę to robił
nie jak Tusk czy Kaczyński remontujący drogi
nigdy ziom na pół gwizdka zawsze tylko sto procent
oddaje temu serce i każdą chwile człowiek

Do ostatniego wdechu i ostatniej krwi kropli
będę robił ten rap chodź czas szerokich spodni
odszedł i już nie wróci adios powodzenia
robię to brat z miłości do sampli to nie ściema



Ref x2:
To właśnie jest nasz rap i prosto z serca wersy
on wychowuje nas na ludzi nie na leszczy
to my od R DO A DO P jesteśmy lepsi
prowadzi Nas wciąż brat my nie chcemy tego spieprzyć

Nie chcemy spieprzyć.....


Nawet jeśli


 Kocham swe życie, dziękując za swe pasje

Ja kocham to co robię, będę robił to zawsze
Choć wielu temu przeciw, ja znów przekręcam zapłon,
Spoglądając za okno i cieszę się tą bajką,
Patrząc na warstwę śniegu, zakręci się w mym oku,
Bo słyszę głos swej matki, olej to kup samochód
Lecz serce ciągle swoje, nie umie tego zmienić,
Czekam na ciepły asfalt i odcienie zieleni.
Gnój zarażony szczęściem, kochający pisk gumy
Odlicza dni, godziny gdy rozejdą się chmury
W końcu nadejdzie moment, odpali swą maszynę,
Zostawi to co było, wszystko uleci z dymem,
Co rok dziękuję Bogu, że mam okazję wrócić,
Na te wspaniałe drogi i do tych wszystkich ludzi,
Którzy dzielą mą pasję, są tu i zawsze będą
Dziękuję za to życie, szansę mam tylko jedną.

Nawet jeśli odejdę to wciąż będę szczęśliwy,
Bo spełniałem marzenia, do swej ostatniej chwili,
Nawet jeśli odejdę to nie będę się smucić,
Bo pasja była ze mną i grono szczerych ludzi (x2)

Ludzie nie rozumieją, nazywając nas dawcy,
Lecz ja nie jestem wszyscy, nie nazywam się każdy,
Mam rozum, serce, pasję, której nie oddam za nic,
Motocykl mą miłością, lecz nie dam mu się zabić,
Popatrz na statystyki, popatrz co tu się dzieje,
Trzy czwarte naszych braci, odeszło stąd przez ciebie,
Lusterko jest Ci obce, ty jesteś świata panem,
Choć popełniamy błędy, auto przeważnie katem.
Widzicie w nas idiotów, latających po winklach,
Lecz każdy z nas człowiekiem, każda mentalność inna,
Jeden tu na trzydziestu ma najebane w głowie, 
Gdy widząc ostry zakręt, kładzie z kolanem łokieć,
Jeżeli kiedyś niefart złapie i za me gardło,
Popatrzy w moje oczy i zapyta mnie "warto?"
Odeprę na bezdechu "niczego nie żałuję" ,
Po czym odejdę do Nich, Oni wciąż żyją uwierz.

Nawet jeśli odejdę to wciąż będę szczęśliwy,
Bo spełniałem marzenia, do swej ostatniej chwili,
Nawet jeśli odejdę to nie będę się smucić,
Bo pasja była ze mną i grono szczerych ludzi (x2)

Ostatkiem sił

1:
Szczerze mam dość Ty wytkniesz że to Verba
więc wypierdalaj, gość zaczynam nowy spektakl
to moje życie brat, rap szczery prosto z serca
czasem opuszczam głowę myśląc weź nie wymiękaj

Znów zadaje pytanie, szukając odpowiedzi
dlaczego właśnie ja i niczym na spowiedzi
zaczynam myśleć nad tym co zrobiłem i zrobię
wciąż dostaje po dupie wyobrażając sobie

Że to wszystko się zmieni, uciszając sumienie
rozpoczynając walkę między sercem, a niebem
znów stoję w martwym punkcie, unosząc białą flagę
lecz wiem że gdy odejdę to strachem szatę splamię

Sporo drogi przede mną, nie powrócę na tarczy
ale wytłumacz jedno czemu spadam z przepaści
uspokojona czujność gdy nagle atak w serce
czemu nie jest jak kiedyś chce zagiąć czasoprzestrzeń

Ref:
To jest mój strach i moje proste życie
idąc wciąż krętą ścieżką odziedziczam obficie
problemy, ból, bezsilność i coraz rzadziej szczęście
zadając wciąż pytanie gdzie czy tak naprawdę biegnę/x2

2:
Wokół tylu znajomych i cudzysłów przyjaciół
od cudzych zmartwień stronią bo brakuje im czasu
słów zaś mają w trójnasób by kadzić niczym Judasz
lecz gdy brakuje siły nie mają nawet szluga

Masz dom rodzinę bliskich i niby wszystko pięknie
lecz widujesz ich w święta zmierzając na pasterkę
chodź czas hartuje więzi to jednak serce kruszy
ból rozkwita w Twym sercu niczym jabłoń w Katiuszy

Wiem że nie mam najgorzej lecz mógłbym oddać wszystko
by porzucić obłudę by kłamstwo w życiu znikło
teraz odpalam szluga wiedząc że z nim umieram
zaciągam się głęboko by skrócić swe cierpienia

Teraz sam w czterech ścianach przelewam duszę w wersy
wygrałem swoje życie w nieuczciwej loterii
bez kompana do drogi chodź wokół ludzi mnóstwo
z bólu zaciskam zęby, ze łzami w oczach … trudno

Ref:
To jest mój strach i moje proste życie
idąc wciąż krętą ścieżką odziedziczam obficie
problemy, ból, bezsilność i coraz rzadziej szczęście
zadając wciąż pytanie gdzie tak naprawdę biegnę/x2

Szczerze

1:
Szczerze mam dość Ty wytkniesz że to Verba
więc wypierdalaj, gość zaczynam nowy spektakl
to moje życie brat, rap szczery prosto z serca
czasem opuszczam głowę myśląc weź nie wymiękaj

Znów zadaje pytanie, szukając odpowiedzi
dlaczego właśnie ja i niczym na spowiedzi
zaczynam myśleć nad tym co zrobiłem i zrobię
wciąż dostaje po dupie wyobrażając sobie

Że to wszystko się zmieni, uciszając sumienie
rozpoczynając walkę między sercem, a niebem
znów stoję w martwym punkcie, unosząc białą flagę
lecz wiem że gdy odejdę to strachem szatę splamię

Sporo drogi przede mną, nie powrócę na tarczy
ale wytłumacz jedno czemu spadam z przepaści
uspokojona czujność gdy nagle atak w serce
czemu nie jest jak kiedyś chce zagiąć czasoprzestrzeń

Ref:
To jest mój strach i moje proste życie
idąc wciąż krętą ścieżką odziedziczam obficie
problemy, ból, bezsilność i coraz rzadziej szczęście
zadając wciąż pytanie gdzie czy tak naprawdę biegnę/x2

2:
Wokół tylu znajomych i cudzysłów przyjaciół
od cudzych zmartwień stronią bo brakuje im czasu
słów zaś mają w trójnasób by kadzić niczym Judasz
lecz gdy brakuje siły nie mają nawet szluga

Masz dom rodzinę bliskich i niby wszystko pięknie
lecz widujesz ich w święta zmierzając na pasterkę
chodź czas hartuje więzi to jednak serce kruszy
ból rozkwita w Twym sercu niczym jabłoń w Katiuszy

Wiem że nie mam najgorzej lecz mógłbym oddać wszystko
by porzucić obłudę by kłamstwo w życiu znikło
teraz odpalam szluga wiedząc że z nim umieram
zaciągam się głęboko by skrócić swe cierpienia

Teraz sam w czterech ścianach przelewam duszę w wersy
wygrałem swoje życie w nieuczciwej loterii
bez kompana do drogi chodź wokół ludzi mnóstwo
z bólu zaciskam zęby, ze łzami w oczach … trudno

Ref:
To jest mój strach i moje proste życie
idąc wciąż krętą ścieżką odziedziczam obficie
problemy, ból, bezsilność i coraz rzadziej szczęście
zadając wciąż pytanie gdzie tak naprawdę biegnę/x2

To jestem ja


1:
Pytasz kim jestem a ja wciąż jestem tu sobą
idę śmiało przez życie, wciąż z uniesioną głową
chodź problemów tu mnóstwo, tak było jest i będzie
to wiem że iść jest warto, widzimy się na koncercie

Na razie we śnie może kiedyś się uda
teraz przekręcam zapłon, kończąc setnego szluga
w momencie długa znów daje ponieść się tej mocy
cicho zmawiam zdrowaśkę niech nic mnie nie zaskoczy

By znów kolejnej nocy usłyszeć ludzi żargon
słuchasz opinii innych uwierz kurwa nie warto
brniesz w coraz większe bagno, złość obrazuje ludzi
nie mam teraz pretensji po prostu mnie to smuci

Że znałeś mnie tak długo a poniósł Cię głos tłumu
pierdole takich jak Ty, lecz chlej dalej na umór
dla mnie to kwestia gustu dajesz mi do myślenia
czemu byłem tak głupi, więc piona powodzenia

Ref:
To jestem ja prawdziwi mówią mi Malina
To jestem ja chodź wielu ma za skurwysyna
To jestem ja to moje życie, moje teksty
To jestem ja i nie dam życia swego spieprzyć/x2

2:
Error na mojej szyi nadał mi ksywę Malina
nie pytaj kto mnie dopadł bo błędna twoja rozkmina
ja niczym naznaczony płynę przez życie w mych rymach
chwale się skąd przyszedłem Katowice to jest siła

Rapy z najwyższej półki osiedla tętniące życiem
minęły długie lata a ja wciąż przeklinam życie
kocham te brudne klatki, familoki i tych ludzi
wrócę na to osiedle wrócę do tamtych ulic

Nie miałem nigdy sanek robiących syf w papierach
nie siedziałem na dołku pies mnie nie poniewierał
chodź czasem było ciepło, to Malina się nie dał
możesz obić mi mordę zrobić ze mnie frajera

Twa bezsilność cię niszczy nie pozwalając zasnąć
jebią mnie Twe problemy, chce przyszłość swą ogarnąć
siadam znów na motocykl uciekam przed myślami
redukcja klamka, koło pędzę do szczęścia bramy

Ref:
To jestem ja prawdziwi mówią mi Malina
To jestem ja chodź wielu ma za skurwysyna
To jestem ja to moje życie, moje teksty
To jestem ja i nie dam życia swego spieprzyć/x2

3:
Choć lat już 18-naście nie czuje się dorosły
gdy utrzymam rodzinę wtedy zgarnę te propsy
na razie zgarniam szczęście osiągając swe cele
idę po swoje ostro chodź nazwiecie skurwielem

Motocykl, miłość, szczęście te wartości mi bliskie
pierdole poligamie chodź dla wielu to przykre
kiedyś wszystko się skończy i kumple gdzieś odejdą
zostaną ci prawdziwi więc dziś wszystko mi jedno

Eliminacja ziomków tak jak nawijał Paluch
jestem bliski dla bliski jak WWO do szalup
Odpływam z tej przestrzeni to jak trójkąt bermudzki
jeden niszczy drugiego czyniąc straszliwe pustki

Znajomych masz tysiące lecz ilu z nich prawdziwych
sprzedali by Twą głowę za działkę kokainy
witam w lojalnym gronie WWO damy rade
chodź czasem jest niepewnie to wykluczam tu zdradę

Dbam tylko o przyjaciół którzy na to zasłużyli
cenniejsza dla mnie przyjaźń niż miliony są w tej chwili
wiem że pieniądz odejdzie, czyniąc wielki test wokoło
prawdziwi są przy Tobie gdy robi się przypałowo

Więc idę z głową w chmurach dziękując wciąż za przyjaciół
pierdole dwulicowych chodź to tylko kwestia czasu
oliwa z dna wypłynie, obnażając wasz charakter
ogół zrozumie wszystko i rozjebie waszą bajkę

Ref:
To jestem ja prawdziwi mówią mi Malina
To jestem ja chodź wielu ma za skurwysyna
To jestem ja to moje życie, moje teksty
To jestem ja i nie dam życia swego spieprzyć/x2

Wspomnienia

I tak znów kolejny rok przepierdolił niczym z procy
ciągle robię swoje brat lecz nie mogę spać tej nocy
bo gdy zamykam swe oczy wszystko co było przemija
życie jest nędzną grą zdarzeń która kąsi niczym żmija

Chwile temu byłem gnojem latającym po karpackiej
teraz jestem tylko starszy niech zostanie tak na zawsze
czas nigdy nie był łaskawy, nigdy nie dał drugiej szansy
więc dlatego myśl co robisz i uważaj brat z kim tańczysz

Kiedyś nabijałem lata niczym w diablo nowy level
czekając wciąż na ten moment, kiedy w puli znajdę siebie
teraz gdy nie mogę zasnąć inaczej już na to patrze
modląc się bym godnie zaczął i skończył życiową farsę

By nie potknąć się na starcie i gdzieś nie zatracić siebie
wszystko w życiu jest dla ludzi lecz kto głupi o tym nie wie
tu dzieciaki grając w scrabble, układają nazwy tablet
życie jest ciężką przeprawą może wygrasz ziomuś sprawdź się

Ref:
Mogą zabrać ci kwity, mogą zabrać ci bakę
mogą zabrać ci godność mówiąc że jest inaczej
lecz to co w głębi serca zostanie tam na wieki
nie oddam wspomnień marzeń chodź opadną powieki/x2

2:
Dopijając ranną kawę przed oczami mam te chwile
gdy ksywa brzmiała inaczej a klatka była azylem
wakacje mijały tutaj gdzie przelewam myśli w wersy
zmieniłem swe położenie serce pękło na dwie części

Pamiętam siebie pod blokiem śmigającym niczym perszing
krzyczącego pod 14-nastką "Mamo rzuć na małe lay’s-y"
wszystko było takie proste i wciąż to złudne wrażenie
że kiedy w końcu dorosnę będzie dużo, dużo lepiej

Ciągły strach o swego Ojca że nie uda mu się wrócić
pamiętam złamane ręce i na wylot wbite druty
teraz to wszystko już za mną i czasem gdy mam go dosyć
odpuszczę myśląc dziękuje, chodź pewnie On nie wie o tym

Teraz życie płynie wolniej a świat staję się skurwielem
rocznik serca 94 jak długo pociągnę nie wiem
chodź wiele chwili odeszło tych przykrych i najpiękniejszych
to wiem jedno doceń życie i staraj się go nie spieprzyć

Ref:
Mogą zabrać ci kwity, mogą zabrać ci bakę
mogą zabrać ci godność mówiąc że jest inaczej
lecz to co w głębi serca zostanie tam na wieki
nie oddam wspomnień marzeń chodź opadną powieki/x2

Niebieskie autostrady

Jest najzwyklejszy dzień znowu siadasz na motocykl,
Wciskasz nerwowo zapłon, chcesz zostawić kłopoty.
Pędzisz znajomą ścieżką, znasz tą drogę na pamięć,
Powoli bez pośpiechu, toczysz swoją Yamahę.

Dzieciaki gdzieś na przejściu machają znów do Ciebie,
Dla Nich odcinasz zapłon One właśnie są w niebie,
Mijasz grupę znajomych dla wszystkich Lewa W Górę,
Myślisz o tym co będzie, za rok, za dzień, minutę.

Kilometr jak sekunda, 100 zaś jest jak godzina,
Zatrzymujesz maszynę, dzwoni Twoja rodzina:
'Kochanie wróć do domu, bo syn Twój strasznie tęskni'
Nie mija ziom pięć minut i już do domu pędzisz.

Zbliżasz się do krzyżówki, w oddali widzisz syna,
Jesteś już prawie w domu, krzyżówka się zaczyna,
Lecz na wczesnym czerwonym, wymusił gówniarz z bejcy,
Poległeś w trudnej walce, DO KRWI ZACISKAM PIĘŚCI.


Wznoszę ręce do góry krzycząc do Ciebie, Boże,
Zabierz wszystkich do siebie, co giną na motorze,
Niech niebieskich autostrad nie braknie tam u góry,
Kochamy naszą pasję chodź ciągle giną tłumy.

Jesteśmy nieśmiertelni i tak już pozostanie,
Nie jeden oddał serce, które w kimś bije dalej,
Wracając z każdej trasy patrze wysoko w niebo
I nie mogę zrozumieć, że dochodzi do tego.

Ja gówniarz lat zaledwie posiadam tylko naście
A straciłem już wielu i codziennie nim zasnę 
Zmawiam za Was zdrowaśkę jak mówi mój dekalog,
Niech ziemia lekką będzie, powtarzam to co rano.

Ten track jest jak modlitwa, która zabrzmi w głośnikach
Pomszczenie Naszych braci, na wszystkich motocyklach 
Jeżeli tam jesteście popatrzcie na mnie z góry:
TO DLA WAS SĄ TE KŁĘBY I SMRÓD PALONEJ GUMY !

Opór na gaz

REF x2:
Ziom, gaz na max, nie zwlekaj, w lusterkach śmierć
próbuje chwycić twe gardło, redukcja ogień i pędź
Prawdziwym przybijam pięć, chcesz mnie hejtować to zjedź
Żyjemy, szybciej i mocniej, kto tu kumaty ten wie

1: 
Odkręcam gaz wrzucając mózg w opcje off
Liczy się wyłącznie prędkość, i adrenaliny skok
Może to życiowy błąd, i stanie przy drodze krzyż 
Teraz to szczerze pierdole, wrzucam i odcinam Trzy

Jebie mnie cały ten syf, każdy następny bieg leci
Znają mnie kurwa już z blach, i straszą mną swoje dzieci
Znów staje z puchą na przeciw, redukcja opór na gaz
2 złote w dychę tu pęka, bańka konfitur na psach

Pytasz gdzie podział się strach, ziom moc ukaja me nerwy
Gwałtownie ze sprzęgła strzał, pobudza niebieskie mendy
Pierdole twe sentymenty, Rozsądek zostawiam w snach
Gdy zapierdalam jak kretyn proszę bym nie poszedł w piach

Ubóstwiam ten chory stan, mój umysł chorym jest wiem
Lecz prędkość, moc i ryzyko sprawiają że wbijam sześć
Przybił bym pionę lecz wiesz, czas nakazuje mi biec
Nie chce się nigdy przeliczyć, Bo skończę marnie sam wiesz

REF x2:
Ziom, gaz na max, nie zwlekaj, w lusterkach śmierć
próbuje chwycić twe gardło, redukcja ogień i pędź
Prawdziwym przybijam pięć, chcesz mnie hejtować to zjedź
Żyjemy, szybciej i mocniej, kto tu kumaty ten wie


2:
Działa jak płachta na byka, naciskam znów engine start
Po nocach śnią mi się winkle, znów wpadam w ten dziwny stan
Liczy się wyłącznie moto, dwa koła asfalt i ja
Więc chce wciąż więcej i więcej, pierdolić smutek i żal

Kolejny zakręt przede mną w głowie słyszę pusty śmiech
Chce uciec przed czarną kurwą, której na imię jest śmierć
Chce szybciej, mocniej i niżej niech znów przeszywa mnie strach
Uwielbiam gdy drżą mi dłonie, TO ADRENALINY SMAK

Ja teraz kurwą na wspak, lewarek w dół, GAZ NA FULL
Unoszę koło ku górze, Ty wyjeb nogi na stół
Jeżeli zginę to z pasją, nie w domu z nerwów czy lat
Gdy siadam na swój motocykl czuje się wolny jak ptak

Mija mnie kolejny brat, więc Lewa w Górę na znak
Że wszyscy jesteśmy równi, prędkość znów wstrzymuje czas
Więc pędzę ślepo gdzieś w dal, spowija mnie wiatru szum
Rób zawsze brat to co kochasz, a wnet poniesie cię tłum

Tak.. 

REF x2:
Ziom, gaz na max, nie zwlekaj, w lusterkach śmierć
próbuje chwycić twe gardło, redukcja ogień i pędź
Prawdziwym przybijam pięć, chcesz mnie hejtować to zjedź
Żyjemy, szybciej i mocniej, kto tu kumaty ten wie

Zagubiona ścieżka

Znów zgubiłem życia ścieżkę, prowadzi mnie tylko rap
Kocham szczerość, kocham szczęście, choć naprawdę nie wiem jak
Ja mam żyć tu, gdzie podążać, gdzie znajduje się mój szlak,
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, nie chcę tak żyć kurwa mać,
Może chemia, może alko zjebało mi mózg aż tak,
Że trzeba mnie w celi zamknąć, może to na życie plan
Ja jednostka pełen spontan, czasem nie wiem co i jak,
Czy przyjebać w serce gonga i dziś opuścić ten świat,
Myślałem że wszystko mogę, a tu psikus, jebać was
Pewnie jestem pierdolnięty albo z banią coś nie tak,
Wstaję rano, patrzę w niebo, nie wiem na chuj mi ten świat,
Jesteś pewien że to prawda, że żyjesz już naście lat,
Ja codzień o tym rozmyślam, co się dzieje kurwa mać,
Chcę ogarnąć swoje życie lecz wciąż nie potrafię strach
Sparaliżował me serce, psycha nie domaga fakt,
Może ty znasz bracie, siostro ten przepierdolony stan.

Znów zgubiłem plan na życie, gdzie jest moja droga brat,
Niczym zagubione dziecko nie doceniam świata barw,
Albo ja jestem jebnięty albo cały wokół świat,
Chcę ogarnąć swoje życie i spokojnie chodzić spać.

Wszystko brat co nas otacza to jest fikcja, niecny plan, 
Ja się z tego wydostanę chociaż siedzę w tym ja sam,
Mam inny pogląd na wszystko, boję się swych chorych bań,
Wiem nikomu nie jest lekko ale straszne spazmy mam
Boję się wciąż swoich myśli, nie lubię zostawać sam,
Bo ciągle mam to wrażenie że narobię strasznych jaj,
Rozpierdolę cały wszechświat, strasznie dziwne akcje mam,
Nie ogarniam za chuj fazy w którą wjebałem się sam,
Wciąż odmienny stan umysłu, co się dzieje kurwa mać
Myślę o tym całe lata to nie daje mi znów spać,
Chcę obrać znów swoją ścieżkę, chcę mieć kurwa jakiś plan,
Nie zataczać się bez celu i wyliczać twoich wad, 
Ciągłe narastanie błędów, mnożenie problemów tak
Rujnuje powoli psychę której odczuwam już brak,
Kurwa będzie coraz łatwiej, weź posłuchaj mnie dziś brat,
Uwierzyłem teraz cierpę, pierdolę słuchania rad.

Zgubiłem swój plan na życie, gdzie jest moja droga brat,
Niczym zagubione dziecko nie doceniam świata barw
Albo ja jestem jebnięty albo cały wokół świat, 
Chcę ogarnąć swoje życie i spokojnie chodzić spać.

Odliczałem każdy miesiąc bo chciałem kurwa być tam
Gdzie problemy będą mniejsze, chyba każdy ten stan,
Lata zaczęły przyspieszać, a w rzeczywistości ja
Stałem się innym człowiekiem mnożąc ilość swoich wad,
Kurwa gdzieś tam w głębi duszy dostałem wyraźny znak,
Człowiek kurwa idź do przodu i bądź wolny niczym ptak,
Może dla ciebie to banał, dla mnie był to nowy start,
Odciąłem wtedy kotwicę, po czym odpłynąłem sam.

Zgubiłem swój plan na życie, gdzie jest moja droga brat,
Niczym zagubione dziecko nie doceniam świata barw,
Albo ja jestem jebnięty, albo cały wokół świat,
Chcę ogarnąć swoje życie i spokojnie chodzić spać. (2x)

Zanim dobiję do brzegu zagoję miliony ran, 
Które pozostały w sercu, ja nie jestem tutaj sam,
Zwerbowałem wielu ludzi, których bardzo dobrze znam,
Z nimi wciąż idę przez życie, na mecie nie będę sam,
Nigdy brat nie jest za późno, nie bój się dokonać zmian,
Masz prawo do swego szczęścia, pamiętaj nie jesteś sam,
Wyznacz całkiem nową ścieżkę po czym pierdol cały świat
Nie idź ślepo za większością bo zmarnujesz tylko czas.

  • Z głębi serca

Przymrużone powieki, a z nich patrze na to wszystko
nie rozumiejąc sensu życia, pytam gdzie dzieciństwo
w którym momencie zasnąłem na tak długą chwile
wstając po długich latach tak strasznie się zmieniłem

Życie azylem ja pytam gdzie ziom wskaż mi palcem
podążę w tamtą stronę tak długo aż sił braknie
nie liczę na poparcie w tych zakurwiałych czasach
tu jeden kurwa z drugim ma wyrok już w zawiasach

Rodzisz się z czystym kontem i również z nim umierasz
lecisz ziomek latami, znów życie poniewiera
uchodzisz za frajera nie przyćpasz nie przypalisz
dla mnie ziom jesteś wielki, Ty swe życie ocalisz

Kocham bracie ten rap bo on daje możliwość
by przemówić do ludzi by coś tu się zmieniło
to właśnie dzięki niemu mam siłę wstawać rano
kocham swoich rodziców, dzięki za życie mamo


Ref:
To właśnie jest mój rap najszczerszy z głębi serca
szatkuje swoje serce i oddaje do wzięcia
lecz ty zadecydujesz co uczynisz z tym giftem
głowa do góry brat wiem że życie bywa przykre./x2


Nie wmawiaj fałszywości bo zawsze jestem sobą
wyciągnę dłoń w twą stronę, mikrofon moją bronią
nawijam to co czuje i o tym co mnie boli
PFK ziom cytuje ludziom w głowach się pierdoli

Jestem w niewoli system stara się być mi panem
nie oddam się mu łatwo wiem dobrze co jest grane
płynę lat 17-nascie generał nadał rozkaz
nim jest moje sumienie rozkurw przekazem ognia

Atakuje swe życie z możliwie każdej strony
Niczym żołnierz na froncie bywam często zraniony
rana goi się szybko lecz blizna pozostaje
pamiętaj że wybaczę lecz czyn zapamiętam amen

Za gnoja wyłem w kołdrę pytając znów dlaczego
dziś cieszę się z porażek nimi wzmocniłem ego
co nie zabije wzmocni pamiętaj o tym co dzień
pozdrawiam orient bracie Malina z mikrofonem


Ref:
To właśnie jest mój rap najszczerszy z głębi serca
szatkuje swoje serce i oddaje do wzięcia
lecz ty zadecydujesz co uczynisz z tym giftem
głowa do góry brat wiem że życie bywa przykre./x2

Porcelanowa lalka

Ref:
Porcelanowa lalka stoi na szczycie szafy
ja w ciszy piszę rap swój, z kubkiem ciepłej herbaty
cieszę się z każdej chwili bo nie wiem co mnie czeka
może będzie nam lepiej nie wiemy czas ucieka x2


Jesienny wieczór przelewam myśli w papier
myślę o swoim życiu ogarniając w nim zamęt
wyrządzam dużo złego ale jestem kim jestem
Malina 94 weź ogarnij to wreszcie

W Każdym swym tekście zostawiam cząstkę siebie
i wiem że gdy odejdę ktoś odpali swe cede
usłyszy moje słowa, on był tu jest i będzie
chociażby w głośnikach bije wciąż jego serce

Życie jak porcelana, piękna lecz bardzo krucha
za wszystkich co odeszli łap kolejnego bucha
to jest życiowa skrucha bo wiem że przyjdzie finał
zakończenie rozdziału, ja wciąż nowe zaczynam

To jest mój rap po mnie zostaną tylko słowa
mam tylko jedną szansę więc nie mogę jej zmarnować
ja motam towar, towarem dla mnie są te wersy
dziękuje za słuchaczy tych prawdziwych i leszczy

Ref:
Porcelanowa lalka stoi na szczycie szafy
ja w ciszy piszę rap swój, z kubkiem ciepłej herbaty
cieszę się z każdej chwili bo nie wiem co mnie czeka
może będzie nam lepiej nie wiemy czas ucieka x2


Osiągnąć cel jest trudno pracując całe lata
wystarczy ziom potknięcie i lądujesz na matach
nie łudzę się na marne że ktoś to zauważy
piszę rap do szuflady i dla moich słuchaczy

Mogę bracie nawijać, śpiewać czy też jodłować
nazywaj to jak zechcesz, najważniejsze są słowa
które trafiają w serce, zmieniając punkt widzenia
cieszy mnie szczery słuchacz i bezstronna ocena

Nie chce być szarym gościem, jednym z wielu milionów
życie jak krwawa wojna nie odpuści nikomu
więc chce zapaść w pamięci jako malina bracie
robię wciąż to co słuszne chodź za chuja mnie macie

Wszystko co posiadamy ulotne jak ulotka
pfk drugim ojcem wychowuje mnie co dnia
nie usłyszysz mnie w radiu i na żadnym koncercie
lecz mam cichą nadzieje że odwiedzę twe serce

Ref:
Porcelanowa lalka stoi na szczycie szafy
ja w ciszy piszę rap swój, z kubkiem ciepłej herbaty
cieszę się z każdej chwili bo nie wiem co mnie czeka
może będzie nam lepiej nie wiemy czas ucieka x2

Czas


Przyjdzie ten czas, kiedy to wszystko przeminie,
Usiądę w ciepłym fotelu przy kominku z synem,
Opowiem mu historie, z mojego dzieciństwa,
Z bagażem doświadczeń popatrzę niczym przez pryzmat,
Uświadomię mu wiele, przedstawiając me życie,
Wytłumaczę na starcie, że ciężko jest na świecie, 
Że czasem bywa trudno i brakuje nam sił,
To żeby wytrwał i zawsze tylko sobą był,
Że kiedy ma problemy, to niech wali do ojca,
By się nie zastanawiał, tylko leciał na spontan,
Nie chcę usłyszeć nigdy, mój stary albo stara,
Bo będę przekonany, że rola jest przegrana,
Chcę być przykładnym ojcem choć jeszcze to odległe
I na łożu śmierci powiedzieć sobie "nie poległem",
Odchodząc ze spokojem i uśmiechem na ustach,
Usłyszeć "dzięki tato, dla mnie zostaniesz wielki".

Kolejna sekunda, minuta, godzina,
To właśnie czas, który wszystko wokoło zmienia,
Wciąż tacy sami, lecz czas nam daje się we znaki,
Chcemy by przemijał, my, dobre chłopaki. (2x)

Są takie chwile w których mam dość wszystkiego,
Wtedy powtarzam sobie, nie poddam się ziomuś nic z tego,.
Nie dam ci szczęścia, które czerpiesz z moich porażek,
Życie jest ciężkie, lecz rap pomaga mi iść dalej,
Przyjdzie ten czas, kiedy to dla mnie słońce wzejdzie
I nie powtórzę nigdy, że jutro lepiej będzie,
Bo będzie dobrze, a każdy dzień będzie zbawieniem,
To będzie mój raj, to będzie upragniony Eden,
Przyjdzie ten czas, w którym nie jeden przyzna rację,
A ja szczerze przeproszę, za moje chore akcje,
Z głową wysoko, przejdę po opuszczonym mieście
I wykrzyczę "kocham to" budząc całe osiedle,
Przyjdzie ten czas, gdy wspomnę tobie o tych wersach,
Że pisałem je późno, lecz prosto z głębi serca,
Po czym ci podziękuję, że jestem właśnie z Tobą
I mogę być przy tobie, po prostu samym sobą.

Kolejna sekunda, minuta, godzina,
To właśnie czas, który wszystko wokoło zmienia,
Wciąż tacy sami, lecz czas nam daje się we znaki,
Chcemy by przemijał, my, dobre chłopaki. (2x)